Czego uczy nas koronawirus
- Agata Orłowska
- 12 mar 2020
- 6 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 17 mar 2020

„Rób to, co robisz, ale kierując się miłością, nie strachem” David R. Hawkins
Sytuacja dotycząca koronawirusa rozwija się, wprowadzając zmiany w życiu codziennym z chwili na chwilę. Wśród komentatorów dynamicznie zmieniających się warunków są ci, którzy donoszą, powielają i reagują na coraz to nowe newsy, a także ci, którzy taką postawę krytykują, przekonując, że zagrożenia w rzeczywistości nie ma. Są tacy, którzy starają się dowieść, że koronawirusa się nie boją, za to swoim zachowaniem zdradzają, że panicznie boją się tych, którzy panikują. Są wreszcie i tacy, którzy z powodu stopnia swojej życiowej niezależności problemu nawet nie dostrzegli. Oczywiście po każdej ze stron znajdą się argumenty, rzecznicy, tzw. zdrowy rozsądek. Jednak problem epidemii to problem społeczny, uwidaczniający sieć wzajemnych powiązań. W swoich sądach warto więc oddzielić pojęcie paniki od odpowiedzialności, bo sytuacja dobitnie pokazuje, że nie żyjemy na świecie sami i że poprzez swoją świadomość i decyzje nieustanie wpływamy na całą naszą ludzką wspólnotę. Zamiast więc krytykować jedni drugich, może lepiej zwrócić uwagę, że odpowiedzialność równa się odpowiedzialności, a nie przerażeniu.
To, co obecnie obserwujemy możemy łączyć ze specyfiką początku 2020 roku, który z astrologicznego punktu widzenia obfituje w wyjątkowe spotkania na niebie. Potężni gracze Saturn, Pluton i Jowisz, ale też inne ważne planety, spotykają się w znaku Koziorożca. Ostatnia tak znacząca koniunkcja miała miejsce pod koniec XIII wieku. Niedługo później swoje żniwo zbierała dżuma, zdmuchując 1/4 ludzkości z powierzchni Ziemi. Czy mamy tu do czynienia z pewną cyklicznością? Nie chcę straszyć, a już tym bardziej podobnymi wizjami, szczególnie, że na lęk jako społeczeństwo jesteśmy teraz szczególnie podatni, a zarówno warunki, jak i środki zapobiegawcze uległy kolosalnej poprawie. Chcę natomiast zauważyć, że lęk, jeśli się pojawi, ma nam coś do zakomunikowania i że warto się nim zająć. Zwłaszcza, że okoliczności, stworzone przez dobrowolną czy przymusową kwarantannę, wydają się do tego wprost idealne.
Osłabiająca pod każdym względem energia lęku i strachu potrafi się nieźle rozbuchać, ale czy możemy się nią zarazić tak, jak koronawirusem? Bo przede wszystkim trzeba sobie jasno powiedzieć, że tak, wcale nie musimy, ale możemy się tym wirusem zarazić i to niekoniecznie musi być koniec świata. A co, jeśli nie o warunki biologiczne tu chodzi, a znacznie głębsze procesy poruszające energetykę całej naszej populacji oparte na pandemicznych emocjach i prawach natury?
Terapia poznawczo-behawioralna, zajmująca się wpływem myśli na emocje i zachowania, przekonuje, że wszystkie zdarzenia są w gruncie rzeczy neutralne. Jeśli ulegamy lękowi tzn. że stoją za nim pewne myśli i przekonania, a pokłady lęku musieliśmy mieć w sobie już wcześniej.
Co więcej, nie dowiedzielibyśmy się o tym, gdyby nie sytuacja czy ludzie, których obarczamy odpowiedzialnością, a z którymi tylko zarezonowaliśmy. Z powodu wpływu na życie społeczne i jego znaczną reorganizację, przeżywanie emocji strachu i lęku odbywa się kolektywnie, jednak każdy indywidualnie odpowiedzialny jest za swoje samopoczucie. Warto o tym pamiętać, bo tylko w ten sposób mamy szansę wyzwolić się od warunków zewnętrznych. W końcu życie toczy się zgodnie z dynamiką od wewnątrz na zewnątrz, a nie na odwrót.
Co więc możemy zrobić z wyłaniającym się lękiem, który narasta, nie pozwala zasnąć, każe obsesyjnie szukać kolejnych sensacyjnych informacji i robić kompulsywnie zapasy, a przede wszystkim osłabia naszą naturalną odporność? W pierwszej chwili pozwolić mu być. Uświadomić go sobie bez zaprzeczania, bez oporu, bez tłumienia.
Lęk to tylko pewien rodzaj energii, która po wcześniejszym jej zamrożeniu w ciele, przy każdej sprzyjającej okazji domaga się naszej uwagi. Jak każda trudna dla nas emocja, każde „niekochane dziecko”. Zwrócenie jej miejsca w naszym odczuwaniu, wolnym od oporu i oceny, to pierwszy i niezbędny krok do uwolnienia się od jej paraliżującego wpływu. Jeśli emocje te są na tyle silne, że trudno nam o ich obserwację, akceptację i dalszą z nimi pracę, przyda się pamiętanie o prostym ćwiczeniu.
Uderzenie grasicy
David Hawkins, amerykański psychiatra, dla zrównoważenia energii w ciele zaleca tzw. uderzenie grasicy. Polega ono na tym, że utrzymując w myślach osobę, którą kochamy, uderzamy lekko zaciśniętą pięścią w grasicę (gruczoł nad mostkiem, który jest głównym regulatorem akupunkturowego systemu energetycznego ciała), wypowiadając kilkukrotnie głośno i na uśmiechu głoskę „ha”. Efekt harmonizujący jest natychmiastowy.
Technika uwalniania
Co takiego możemy zrobić w dalszej kolejności? Po pierwsze z zamkniętymi oczami możemy dać sobie chwilę na ponowne przywołanie energii lęku i zlokalizowanie jej w ciele, najlepiej ze skupieniem jedynie na odczuciu w oderwaniu od historii. Bez oporu i bez oceniania. Badania dowodzą, że intensywne odczuwanie emocji bez myślowych narracji wyczerpuje energię tej emocji już po 90 sekundach.
Gdy zlokalizujesz już energię lęku, zadaj sobie pytanie: czy jest twoją intencją, szczerze i uczciwie, uwolnić tę energię i pozwolić jej odejść? Jeśli uzyskasz odpowiedź twierdzącą, dopytaj: czy to zrobisz? Jeśli Twoja odpowiedź znów będzie twierdząca, zadaj pytanie: kiedy to zrobisz? Gdy zdecydujesz się uwolnić energię lęku natychmiast, wystarczy że ponownie przywołasz i zlokalizujesz ją w ciele, a następnie w miejscu, w którym odczuwasz jej najwięcej, wyobrazisz sobie, jak z wdechem i wydechem otwierasz drzwi, przez które energia lęku swobodnie wypływa i znika.
Ważne, by technikę uwalniania stosować do momentu aż poczujemy wyraźną ulgę, lekkość czy uczucie radości. Może to trwać jedną lub kilka rund. Dobrze jest stosować ją nawet 3-4 razy dziennie.
* W piątek 20 marca o godz. 20 w przestrzeni grupy Dwupunkt dla Każdego na Facebooku odbędzie się wspólna praktyka uwalniania emocji w postaci medytacji prowadzonej, na która serdecznie zapraszam. Szczegóły dostępne tutaj.
To, na czym skupiasz uwagę, rośnie w siłę
Pamiętajmy, że karmienie się wszelkimi informacjami napływającymi z lewa i prawa z pewnością nie zamieni nas w chodzące oazy spokoju, lepiej więc ograniczyć dopływ nowych bodźców i przenieść uwagę na to, co konstruktywne, przyjemne i podnoszące na duchu, w myśl zasady „umysł nie lubi próżni”. Do emocji i postaw, które mają natychmiastowe działanie transformujące zaliczamy bezsprzecznie miłość, wdzięczność i współczucie. Każda praktyka oparta na współczuciu, miłości i wdzięczności szybko podniesie naszą energię i poprawi samopoczucie.
Zwróć uwagę, że wszystko ma swoje dwie strony. Gdy się na chwilę zatrzymasz, również tutaj dostrzeżesz jaśniejsze oblicze sytuacji. Może konieczność spędzenia czasu w samotności lub tylko z rodziną okaże się bezcenna? Może znajdziesz czas na refleksje, chęć zadbania o odporność i kondycję fizyczną? Może Twoje ciało i umysł właśnie teraz potrzebują dłuższego urlopu i możesz tak po prostu im to zapewnić? Może potrzebujesz się skonfrontować z tematem akceptacji? A może ta wyjątkowa sytuacja będzie idealną okazją do przeprogramowania swoich nawyków, np. higienicznych, żywieniowych, stosowania zimnych pryszniców czy włączenia do planu dnia aktywności fizycznej? Może wrócisz do medytacji lub po prostu się nią zainteresujesz? Może znajdziesz wreszcie czas na jogę, którą dzięki internetowi (tu polecam internetowy Portal Yogi) możesz ćwiczyć ze swoim ulubionym nauczycielem bez wychodzenia z domu.
W mojej subiektywnej ocenie Chiny, od których wszystko się zaczęło, mają tu znaczenie symboliczne. Współczesne Państwo Środka, które miałam okazję zobaczyć, to w żadnym razie kraj, który mógłby mi się jednoznacznie kojarzyć z mądrością chińskiej medycyny, czyli tzw. profilaktyką i dbałością o utrzymywanie zdrowia, a zatem czymś, co od zawsze wyróżniało się na tle medycyny zachodniej. Choć widziałam ludzi ćwiczących na ulicach Tai Chi, osoby przepłukujące zatoki w ramach porannej toalety, czy te wszystkie hektolitry zielonej herbaty, widziałam też zamiłowanie do mięsa, papierosów, plastikowego jedzenia i monstrualne ilości glutaminianu sodu wraz z uzależnieniem od telefonu i konsumpcjonizmu. Coś więc się chyba zmieniło…
Dbaj o siebie z miłości
Fakty są takie, że w obliczu pojawienia się nowego wirusa, nie można tak po prostu iść do lekarza czy do apteki i zażyć takiej a takiej tabletki. Z całym szacunkiem - ale może o to tu chodzi. To, że mamy do czynienia z tak bezprecedensową za naszego życia sytuacją, może powinno skłonić do refleksji na temat codziennych wyborów, postaw i wartości. Odpowiedzialność za własne zdrowie puka do drzwi i każe wrócić do źródeł - naszych naturalnych mocy - fizycznych i psychicznych, o które zadbać możemy tylko my sami. A wzmocnienie ich wcale nie musi być tak żmudne i trudne, jak się pozornie wydaje.
Badania dowodzą, że już 3-dniowy post poprzez uruchomienie naturalnego procesu wytworzenia białych krwinek, odpowiedzialnych za zwalczanie infekcji, jest w stanie odbudować nasz system odpornościowy. W wyniku zaledwie trzydniowego przestawienia się na odżywianie wewnętrzne, czyli korzystanie z zapasów glukozy, tłuszczu i uszkodzonych tkanek w tym również białych krwinek, mamy możliwość w krótkim czasie zregenerować układ immunologiczny i znacząco wzmocnić swoje zdrowie.
Może więc oprócz podstawowych zasad higienicznych i zamiast nerwowego zapełniania lodówek, warto rozważyć zmianę diety i zadbać o równowagę emocjonalną z pełną miłości uwagą na siebie i najbliższych? Wykorzystajmy ten czas najlepiej, jak się da.
Miłości i pięknych myśli ♥
Źródła:
„Przywracanie zdrowia”, David R. Hawkins, Wydawnictwo Virgo, Warszawa 2012.
„Technika Uwalniania”, David R. Hawkins, Wydawnictwo Virgo, Warszawa 2016.
Comentarios